niedziela, 28 lutego 2010

stupid silliness

Ania. Oj jest czego jej zazdrościć. Piękne piegi, cudna figura, jaśniutka skóra ....  I co najważniejsze: te rude włosy. Odległość między Piłą, a Wągrowcem jej nie przeszkadzała, więc przyjęłam ją w nasze skromne, wągrowieckie okolice i cyknęłam kilka fot. Powałęsałyśmy się po polach, poparzyły nas pokrzywy, cierpliwie czekałyśmy na upragnione słońce potrzebne do zaledwie kilku fot. Fociłam aż do zmierzchu, mimo lodowatej wody i upierdliwych komarów.

 
 





ależ uwielbiam to zdjęcie:



Nadal wszystko wydaje się niegodne uwagi, ludzie niegodni rozmowy, a sprawy niegodne poruszania. To trochę chore i sama nie wiem co o tym myśleć, bo przecież tego pragnęłam. Pragnęłam dokładnie tego wszystkiego co było i co jeszcze się wydarzy. Jest przeidealnie aż do bólu. Mam wrażenie, że to zaraz się skończy i zostanę sama z melancholią, jak wtedy, kiedy budzę się w nocy po pięknym śnie.

Zielonego pojęcia nie mam co z tym zrobić.

"he might only shake his head with kindly amused, melodious laughter,
he then would perhaps merely smile at my  oh, so stupid silliness"

niedziela, 14 lutego 2010

nie jest jak proroctwa, które się skończą

Nie lubię walentynek. Gdy byłam sama nie lubiłam ich z innego powodu niż obecnie. Teraz, kiedy mam soulmate (a coraz bardziej się do tego przekonuję) święto to (bądź co bądź- nadal jakieś sztuczne i wymuszone) wydaje mi się niezwykle banalne. Nie interesują mnie argumenty pt. przecież kochać się powinno codziennie (bo to samo można powiedzieć o dniu matki, a przecież nie ma takiej osoby, która zapomniałaby o tym święcie i nie złożyła rodzicielce życzeń (jeśli takowa żyje). Nie podoba mi się po prostu nagły wysyp zakochanych par, piórka, kicz i czerwone serduszka z napisem love, i wyznawanie miłości po każdym zdaniu. I chwalenie się w opisach gg.
Poznałam coś takiego, co zmieniło mój pogląd na wiele spraw. Inne rzeczy wydają mi się niewystarczająco dobre i prawdziwe, by zawracać sobie nimi głowę. A nie powinno tak być. Wszystko powinno mnie bardziej cieszyć.Niestety, reszta wydaje mi się nieistotna, niegodna uwagi, a czasem zwyczajnie zła.






  

  


Cysia. Dwa pierwsze zdjęcia nigdy nie były pokazane z jednego prostego powodu- wyszły niemalże dokładnie tak, jak miały wyjść. Czyli brzydko pod względem światła, ciemno, trochę inaczej niż zwykłam focić. I jestem strasznie z nich zadowolona. Tak szczerze zadowolona.



To przykre jak bardzo lgną do mnie pozytywne utwory. Na szczęście to tylko Smashing Pumpkins (z cudoooownym Billym!). Wręcz uwielbiam akustyczne Today.

Bo taka muzyka przecież nie może być zła.

niedziela, 7 lutego 2010

Something Wicked This Way Comes

Piątkowa sesja napawała mnie optymizmem, jako że Olga jest prześwietną modelką (a i czasem wygląda jak  cudowna Keira). Miejsce wybrane przez nią było wręcz idealne i spodziewałam się wieeelu (conajmniej!) zadowalających zdjęć. Niestety watunki atmosferyczne (w postaci mrozu oraz obfitych opadów śniegu) sprawiły trudności mojej naukochańszej 50 1.8 <3  W pewnym momencie, kiedy kilka nowych pomysłów pojawiło się w mojej głowie- przestał ostrzyć. Próbowałam wielokrotnie, wyzywałam, błagałam, a AF cały czas nie trafiał. Sesję trzeba było przerwać po zaledwie 15-20 minutach. Miałam jeszcze do dyspozycji jupitera (przeeeeecudny <3), ale nie chciałam go narażać na szwank. Tym bardziej, że nie należy do mnie (niestety!)

Puszka, jak i obiektyw żyją. Całe szczęście.



 

  

  




"Hope will set you free"

  Więęęcej Sopora i Smashing pumpkins
             
                                                                   ... i łiski in de jar..ooołłł..!