środa, 30 maja 2012

cold late november

Kiedy presja i stres przestają pomagać, a stają się przeszkodą? Kiedy drżenie rąk i mdłości nie oznaczają czegoś nieprzyjemnego i przejściowego, a stają się stanem, w którym znajdujesz się cały czas? Czy da się do tego przyzwyczaić albo chociaż zignorować? Czy mówienie o tym pomaga, czy odwrotnie- napędza ciało do ciągłej produkcji adrenaliny? Ostatecznie organizm zbuntuje się przeciwko niekończącemu się stresowi, toksynom i ogromnej ilości kofeiny. Wystarczy tylko się modlić, aby stało się to jak najpóźniej i w odpowiednim momencie. Bo kiedy już nadejdzie ten czas, to nic nie będzie się dało zrobić. Mózg odmówi posłuszeństwa, a ciągłe powtarzanie "spokojnie, to da się ogarnąć" już nie będzie pomagało. Pozostaje tylko zadać sobie pytanie: czy wykorzystywać pozostały czas jak najefektywniej czy postarać się uspokoić?

wtorek, 8 maja 2012

o pierwszym, drugim i dziesiątym wrażeniu ciąg dalszy

Jak wiele może się wydarzyć przez kilka miesięcy? Czy nieobecność w czyimś życiu (świadoma lub nie) może doprowadzić do tego, że nasze szanse spadną do zera? Wiele można zauważyć z pozycji bezstronnego obserwatora, ale czy wszystkie te spostrzeżenia należy aż tak bardzo rozwijać i ślepo w nie wierzyć? Sami przecież na pewno lepiej nie wyglądamy z perspektywy trzeciej osoby. Może mamy jakieś niewygodne nawyki, brak stylu czy dziwny sposób mówienia? A może jest zupełnie odwrotnie? Może wydajemy się światu atrakcyjni i niemalże idealni? Na pewno każdy z nas spotkał taką zupełnie nieznajomą osobę, z którą z pewnością chciałby się bliżej zapoznać. Cóż nas powstrzymuje? Czy strach przed odtrąceniem jest naprawdę tak silny, że nie możemy się przemóc? Czy to niepewność, że to pierwsze wrażenie, które zbudowaliśmy może prysnąć i zobaczymy prawdziwe-drugie-ja? I czy naprawdę lepiej zwlekać i czekać na bóg-wie-co czy wziąć sprawy w swoje ręce?



Nie chcę być tą odważną.
Nie lubię być zmuszana do bycia tą odważną.

czwartek, 3 maja 2012

chit fund

Martowe, krzakowe foty:
























***

Fazo na Rammsteina, witaj ponownie!


Czasami naprawdę nie wiadomo czy wypada się śmiać w twarz czy siedzieć cicho i uczestniczyć w dziecinadzie. Czy jeśli coś na pierwszy rzut oka wydaje się chore i nie funkcjonujące prawidłowo to mamy prawo w to ingerować? Przecież nie da się poznać czegoś całkowicie. Wszyscy jesteśmy ludźmi, prawda?

środa, 2 maja 2012

rzecz o kulturze i pierwszym wrażeniu

Czy tak wiele wymagam, aby osoba, z którą się umawiam była na czas i nie zachowywała się jak pępek świata przekładając spotkanie w ostatniej chwili i jednocześnie nie zakładała z góry, że druga osoba nie będzie miała nic przeciwko? Czy tego pokolenia naprawdę nikt nie uczył zasad dobrego wychowania? Skąd bierze się ogólna akceptacja takiego zachowania? W bardziej zażyłych relacjach można sobie pozwolić na pewne uproszczenia, ale czy każdy z was spotykając się ze swoim przyszłym szefem po raz pierwszy w życiu, zawiadomiłby go, że CV nie przyniesie (oczywiście, że nie jest to konieczne, wszystko przecież można opowiedzieć, po co ten świstek papieru?!), i że "zjawi się w innym terminie, sorry"?
"I couldn't help but wonder" czy ja naprawdę mam tak wyolbrzymione wymagania w stosunku do innych? I czy w moich wzniosłych przeświadczeniach sama nie jestem hipokrytką?
Co więcej, mówią, że pierwsze wrażenie jest kluczowe. Nigdy nie zgadzałam się z tym twierdzeniem, jednak teraz zaczynam zmieniać zdanie. Bo czy naprawdę chciałabym zawrzeć bliższą znajomość z osobą, która wywarła na mnie naprawdę złe pierwsze wrażenie? Czy spotkałabym się z nią ponownie? Oczywiście, że nie. Czasami jednak jesteśmy zdani na towarzystwo takiego delikwenta i często okazuje się, że nasze pierwsze wrażenie było mylne. Myślę, że wszyscy znamy wiele takich przypadków. Podsumowując: czy mimo okropnego pierwszego wrażenia warto tracić czas i nerwy i kontynuować znajomość oraz starać się rzeczywiście poznać drugą osobę?





Pierwsza fota z wczorajszej martowej sesji.