środa, 2 maja 2012

rzecz o kulturze i pierwszym wrażeniu

Czy tak wiele wymagam, aby osoba, z którą się umawiam była na czas i nie zachowywała się jak pępek świata przekładając spotkanie w ostatniej chwili i jednocześnie nie zakładała z góry, że druga osoba nie będzie miała nic przeciwko? Czy tego pokolenia naprawdę nikt nie uczył zasad dobrego wychowania? Skąd bierze się ogólna akceptacja takiego zachowania? W bardziej zażyłych relacjach można sobie pozwolić na pewne uproszczenia, ale czy każdy z was spotykając się ze swoim przyszłym szefem po raz pierwszy w życiu, zawiadomiłby go, że CV nie przyniesie (oczywiście, że nie jest to konieczne, wszystko przecież można opowiedzieć, po co ten świstek papieru?!), i że "zjawi się w innym terminie, sorry"?
"I couldn't help but wonder" czy ja naprawdę mam tak wyolbrzymione wymagania w stosunku do innych? I czy w moich wzniosłych przeświadczeniach sama nie jestem hipokrytką?
Co więcej, mówią, że pierwsze wrażenie jest kluczowe. Nigdy nie zgadzałam się z tym twierdzeniem, jednak teraz zaczynam zmieniać zdanie. Bo czy naprawdę chciałabym zawrzeć bliższą znajomość z osobą, która wywarła na mnie naprawdę złe pierwsze wrażenie? Czy spotkałabym się z nią ponownie? Oczywiście, że nie. Czasami jednak jesteśmy zdani na towarzystwo takiego delikwenta i często okazuje się, że nasze pierwsze wrażenie było mylne. Myślę, że wszyscy znamy wiele takich przypadków. Podsumowując: czy mimo okropnego pierwszego wrażenia warto tracić czas i nerwy i kontynuować znajomość oraz starać się rzeczywiście poznać drugą osobę?





Pierwsza fota z wczorajszej martowej sesji.




Brak komentarzy: