czwartek, 4 marca 2010

you held me down and kept me sober




You gave me this, made me give
Your silver grin still sticking it in
You have soul machine, soul machine


The longest kiss, peeling furniture days
Drift madly to you, pollute my heart drain
You have broken at me, broken me

All your mental armour drags me down
Nothing hurts like your mouth, mouth, mouth





You made me weak

niedziela, 28 lutego 2010

stupid silliness

Ania. Oj jest czego jej zazdrościć. Piękne piegi, cudna figura, jaśniutka skóra ....  I co najważniejsze: te rude włosy. Odległość między Piłą, a Wągrowcem jej nie przeszkadzała, więc przyjęłam ją w nasze skromne, wągrowieckie okolice i cyknęłam kilka fot. Powałęsałyśmy się po polach, poparzyły nas pokrzywy, cierpliwie czekałyśmy na upragnione słońce potrzebne do zaledwie kilku fot. Fociłam aż do zmierzchu, mimo lodowatej wody i upierdliwych komarów.

 
 





ależ uwielbiam to zdjęcie:



Nadal wszystko wydaje się niegodne uwagi, ludzie niegodni rozmowy, a sprawy niegodne poruszania. To trochę chore i sama nie wiem co o tym myśleć, bo przecież tego pragnęłam. Pragnęłam dokładnie tego wszystkiego co było i co jeszcze się wydarzy. Jest przeidealnie aż do bólu. Mam wrażenie, że to zaraz się skończy i zostanę sama z melancholią, jak wtedy, kiedy budzę się w nocy po pięknym śnie.

Zielonego pojęcia nie mam co z tym zrobić.

"he might only shake his head with kindly amused, melodious laughter,
he then would perhaps merely smile at my  oh, so stupid silliness"

niedziela, 14 lutego 2010

nie jest jak proroctwa, które się skończą

Nie lubię walentynek. Gdy byłam sama nie lubiłam ich z innego powodu niż obecnie. Teraz, kiedy mam soulmate (a coraz bardziej się do tego przekonuję) święto to (bądź co bądź- nadal jakieś sztuczne i wymuszone) wydaje mi się niezwykle banalne. Nie interesują mnie argumenty pt. przecież kochać się powinno codziennie (bo to samo można powiedzieć o dniu matki, a przecież nie ma takiej osoby, która zapomniałaby o tym święcie i nie złożyła rodzicielce życzeń (jeśli takowa żyje). Nie podoba mi się po prostu nagły wysyp zakochanych par, piórka, kicz i czerwone serduszka z napisem love, i wyznawanie miłości po każdym zdaniu. I chwalenie się w opisach gg.
Poznałam coś takiego, co zmieniło mój pogląd na wiele spraw. Inne rzeczy wydają mi się niewystarczająco dobre i prawdziwe, by zawracać sobie nimi głowę. A nie powinno tak być. Wszystko powinno mnie bardziej cieszyć.Niestety, reszta wydaje mi się nieistotna, niegodna uwagi, a czasem zwyczajnie zła.






  

  


Cysia. Dwa pierwsze zdjęcia nigdy nie były pokazane z jednego prostego powodu- wyszły niemalże dokładnie tak, jak miały wyjść. Czyli brzydko pod względem światła, ciemno, trochę inaczej niż zwykłam focić. I jestem strasznie z nich zadowolona. Tak szczerze zadowolona.



To przykre jak bardzo lgną do mnie pozytywne utwory. Na szczęście to tylko Smashing Pumpkins (z cudoooownym Billym!). Wręcz uwielbiam akustyczne Today.

Bo taka muzyka przecież nie może być zła.

niedziela, 7 lutego 2010

Something Wicked This Way Comes

Piątkowa sesja napawała mnie optymizmem, jako że Olga jest prześwietną modelką (a i czasem wygląda jak  cudowna Keira). Miejsce wybrane przez nią było wręcz idealne i spodziewałam się wieeelu (conajmniej!) zadowalających zdjęć. Niestety watunki atmosferyczne (w postaci mrozu oraz obfitych opadów śniegu) sprawiły trudności mojej naukochańszej 50 1.8 <3  W pewnym momencie, kiedy kilka nowych pomysłów pojawiło się w mojej głowie- przestał ostrzyć. Próbowałam wielokrotnie, wyzywałam, błagałam, a AF cały czas nie trafiał. Sesję trzeba było przerwać po zaledwie 15-20 minutach. Miałam jeszcze do dyspozycji jupitera (przeeeeecudny <3), ale nie chciałam go narażać na szwank. Tym bardziej, że nie należy do mnie (niestety!)

Puszka, jak i obiektyw żyją. Całe szczęście.



 

  

  




"Hope will set you free"

  Więęęcej Sopora i Smashing pumpkins
             
                                                                   ... i łiski in de jar..ooołłł..!

niedziela, 31 stycznia 2010

It won't begin until you make it end

Ciepło było, miło, biało i co najważniejsze- z ulubioną Saszą. Sesja była typowo rekreacyjna, a fociło się świetnie- mimo, że nie jestem w formie.


 

  


Radż, radż dj...*
"(...) jak się bawi lewy sektor?!"**

Cudownie. Dowiedziałam się co robi muza. Odkryłam również, że wpływam na artystę nieświadomie- nawet gdy upieram się, że nie maczałam palców w nowym tworze. Okazuje się, że jednak tak. On wie lepiej.
Co tam soulmate! Improwizowanie w ten sam sposób wymiata.
Byłam również joł pro gitar masta przez krótki czas, niestety moje nadzwyczajne zdolności gdzies uleciały i naszym oczom ukazał się zwykły noob. A łiski w słoiku (niemalże dosłownie i w przenośni) nigdy nie była tak dobra, jak wtedy.

The Carpet can fly, mom
(...)and  let's talk in english all the time!


Searching...
                     ... searching for shoes!


"Raise the cup and let's propose a toast
To the thing that hurts you most
It's your last cup of sorrow
What can you say?
Finish it today
It's your last cup of sorrow
So think of me
And get on your way"


Czasem sama sobie zazdroszczę.



* oraz **-  ze względów bezpieczeństwa tekst został zmieniony

wtorek, 19 stycznia 2010

silver equals chill, but that suits me just fine

Zmieniam zdanie. Chcę lata. Chcę ciepła. I chcę spowrotem moją wannę! Chcę trawy, na której mogę się położyć. Chcę moje sandały. Chcę świerszcze nocą i to wielkie oko, które się na mnie gapi od kiedy pamiętam. Latem gapi się jakoś przyjaźniej. I chcę więcej takich fot:



Z drugiej jednak strony ferie nie są takie straszne...


...prawda?


*auto*



Awansowałam. Zostałam muzą. I zastanawiam się teraz nad tym, co taka muza powinna robić. Leżeć i pachnieć? Czy samym wypoczynkiem będę równie dobra co teraz? Z drugiej strony, ja tylko opowiadam sny. Tak więc mozna wywnioskować, że to moje lenistwo ptfu... częste oddawanie się przyjemnościom (takim jak sen oczywiście) czyni ze mną dobrą muzę.
Ha! Więc nie ma o co się martwić!




"So very unreasonable had been my fear. How could I ever believe that I might be losing you when we're connected and you are part of me"

niedziela, 3 stycznia 2010

your eyes are full of bleach














A oto letnia sesja z Martą, która (jak dziś się dowiedziałam) usunęła konto na mm. Dlaczego tak się stało i czy da mi się jeszcze kiedykolwiek sfocić- tego nie jest mi dane wiedzieć. Przynajmniej narazie. A niezmiernie chciałabym, żeby jeszcze raz stanęła przed moim obiektywem.


Zdjęcia z jasełek oraz prób powybierane oraz wrzucone na kasiowego pendrive'a. Plakat, który powinnam oddać na angielski miesiąc temu (ale dzięki miłosierdziu psora wystarczy, że będę miała go na jutro) już przygotowany. Ha!


"Relax, it's over, you belong to me (...)
Relax, it's over, you can never leave"


Rób co chcesz. Podążaj nadal za chucią, jeśli uważasz, że to słuszne mon chérie.